dr no
frwl
gf
tb
yolt
ohmss
daf
lald
tnwtgg tswlm
mr
fyeo
oc
avtak
tld
ltk
ge
tnd
twine dad
cr
qos
sf
24
25
26
 

 
  NewsFAQE-Mail
   
RECENZJA KSIĄŻKI
 
  THE SPY WHO LOVED ME // SZPIEG KTÓRY, MNIE KOCHAŁ
 
Tytuł:   Szpieg, który mnie kochał
(The Spy Who Loved Me)
Autor:   Ian Fleming
Wydawca:   Jonathan Cape Ltd, 1962
Polski wydawca:   Przedsiębiorstwo Wydawnicze
„Rzeczpospolita” S.A., 2008
Przekład:   Robert Stiller

 


„Szpieg, który mnie kochał”, dziewiąta powieść serii, jest pod wieloma względami wyjątkowa. Zarówno w formie, jak i treści, jest nietypowa i stanowi swego rodzaju eksperyment, w którym Ian Fleming demitologizuje swojego bohatera, wprawiając jednocześnie w zdumienie czytelnika.

„Szpieg, który mnie kochał” jest najkrótszą powieścią w dorobku Fleminga o ograniczonej liczbie bohaterów i zamkniętym miejscu akcji – konstrukcyjnie zbliżoną do rozbudowanego opowiadania. Co jednak utwór ten wyróżnia w sposób szczególny, to fakt, iż utrzymany jest w formie wspomnieniowej z wykorzystaniem pierwszoosobowej narracji. A rolę narratora pełni niejaka Vivienne Michel, młoda, lecz doświadczona przez los Kanadyjka, która wyrusza w samotną podróż po Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu spokoju i ukojenia.
Całość podzielona została na trzy części. Z pierwszej dowiadujemy się o wydarzeniach, które doprowadziły Michel do punktu, w którym stawić musi czoła nieoczekiwanemu niebezpieczeństwu. Poznajemy jej trudne dzieciństwo, naznaczone przez śmierć rodziców i późniejsze dorastanie w religijnie podzielonym Quebecku, a następnie niezbyt udane próby dostosowania się do życia w zamkniętym, angielskim społeczeństwie w jednej z eleganckich szkół dla dziewcząt w Wielkiej Brytanii. Ta część jest jednak przede wszystkim opowieścią o dwóch fatalnych związkach miłosnych, których doświadczyła Michelle – pierwszego w wieku nastoletnim, kiedy to będąc osobą zbyt niedojrzałą i zbyt naiwną daje się wykorzystać z pozoru wyrafinowanemu, szarmanckiemu rówieśnikowi, a następnie lata później, wdając się w romans z niemieckim korespondentem, u którego znajduje zatrudnienie. Oba te wydarzenia sprawiają, że głęboko dotknięta, zraniona i nieszczęśliwa ucieka od dotychczasowego życia tylko po to, by najzwyczajniej w świecie pewnego dnia, podczas gwałtownej burzy w opuszczonym hotelu przy jednej z bocznych dróg przecinających stan Nowy Jork, znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. I w momencie, w którym w owym hotelu zjawia się dwóch bandziorów: „Sluggsy” („Spluwak”) Morant i Sol „Horror” Horowitz, rozpoczyna się jej koszmar, a zarazem zasadnicza akcja powieści, która płynnie zmienia się w solidny, trzymający w napięciu thriller.
A Bond? James Bond w „Szpiegu, który mnie kochał” jest postacią drugoplanową. Na piętnaście rozdziałów, jakie liczy sobie książka, pojawia się dopiero w dziesiątym, dzięki czemu otrzymujemy niezwykle emocjonujący, ale też jakże oryginalny punkt kulminacyjny. Za sam ten pomysł, ale też i za odwagę w podejściu do tematu Flemingowi bez wątpienia należą się słowa uznania – których nawiasem mówiąc za swojego życia się nie doczekał. A szkoda.

„Szpieg, który mnie kochał” przeczytać trzeba z trzech powodów. Po pierwsze: Vivienne Michel to najsolidniej zbudowana postać kobieca w serii, co jest naturalną konsekwencją obranego przez Fleminga stylu narracji. To, że jest tak na swój sposób zwyczajna czyni jej historię bardziej przejmującą.
Po drugie: James Bond. Powieścią tą Fleming przypomina nam o kilku kluczowych dla zrozumienia tej postaci kwestiach. Bond nie zabija z zimną krwią. Zabójstwa wprawdzie wpisane są w jego zawód, ale uśmiercanie nieuzbrojonych przeciwników nie leży w jego naturze. W jednej scenie miał Moranta i Horowitza na przysłowiowym widelcu, ale podjął próbę ich zatrzymania – z fatalnymi zresztą konsekwencjami. Co najlepiej pokazuje też, że Bond popełnia błędy. Kilkukrotnie w „Szpiegu, który mnie kochał” podejmuje złe decyzje i nie najlepiej ocenia sytuację, co nieomal doprowadza do tragedii. Przy okazji poznajemy też jego drugą naturę – Bond potrafi był wrażliwy, czuły. Jest gotów poświęcić się dla kompletnie nieznajomej osoby w imię sprawy, która zupełnie go nie dotyczy. Nie tylko wybawia Vivienne z opresji, ale wspiera ją też emocjonalnie, podnosząc na duchu i przywracając wiarę w mężczyzn. Fleming wprawdzie nie byłby sobą, gdyby jednym z głównych elementów relacji między głównymi bohaterami w pewnym momencie nie uczynił seksu, który w powieści tej odgrywa bardzo ważną, jeśli nie kluczową, rolę. Tak – choć seks jest nieodłącznym elementem bondowskiej serii, to jednak w „Szpiegu, który mnie kochał” został on opisany w sposób bardziej niedwuznaczny, a cała powieść wręcz przesycona jest podtekstami natury erotycznej (czasem zresztą dość kontrowersyjnymi – jak choćby przemyślenia Fleminga na temat pragnień wszystkich kobiet).
Wreszcie po trzecie: „Szpieg, który mnie kochał” to naprawdę sprawnie skomponowany thriller kryminalny, w którym znajdziemy wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy – autentyczne poczucie zagrożenia, które wzmaga się wraz z rozwojem akcji, bohatera, który uwikłany zostaje w śmiertelnie niebezpieczną rozgrywkę oraz niezwykle emocjonujący punkt kulminacyjny w ostatnim akcie powieści. Inną cechą, która wyróżnia tę właśnie książkę jest jej klimat – ponury, wręcz posępny. Wrażenie to w sposób szczególny potęguje miejsce akcji – opustoszały motel w odludnych lasach stanu Nowy Jork, niemalże odcięty od świata za sprawą niezwykle gwałtownej burzy, która nie tylko buduje napięcie, ale i zawiązuje akcję.
„Szpieg, który mnie kochał” jest jednocześnie zaskakująco brutalną powieścią, w której przemoc została opisana w bardo obrazowy sposób. Duża w tym zasługa czarnych charakterów tej historii. Horowitz i Morant są pozbawionymi jakichkolwiek skrupułów bandziorami, praktycznie archetypami typów spod ciemnej. O ich przeszłości nie dowiadujemy się absolutnie niczego, co również jest konsekwencją przyjętego sposobu narracji. Co ciekawe, James Bond zwykle kojarzy się nam ze sprawnym i skutecznym agentem, dla którego potyczka z dwoma pomniejszymi gangsterami nie powinna stanowić większego problemu – jeśli weźmiemy pod uwagę jego wcześniejsze zmagania z najgroźniejszymi z możliwych złoczyńcami. A jednak Fleming zdecydował się na urealnienie konfliktu. Wszak Bond w pojedynkę musiał mierzyć się z dwoma uzbrojonymi bandytami – w prawdziwym świecie byłby to nie lada problem!
Co najdziwniejsze, pomimo swojej niekonwencjonalnej konstrukcji, „Szpieg, który mnie kochał” wpisuje się w chronologię serii. W pewnym momencie Bond zdradza Vivienne szczegóły jego ostatniej misji, nawiasem mówiąc dotyczącej pogoni za SPECTRE, co jest ukłonem w stronę czytelników oczekujących bardziej szpiegowskiej intrygi.
Najważniejszym jednak elementem powieści, w którym Fleming – jak zaznaczyłem na wstępie – ostatecznie demitologizuje Jamesa Bonda, jest monolog snuty w epilogu przez szefa lokalnej policji, który przestrzega Vivienne przed idealizowaniem swego wybawiciela. Wielcy gangsterzy, wielcy agenci FBI, wywiadu i kontrwywiadu – zdaniem kapitana Stonora – są pozbawionymi serca, bezlitosnymi, twardymi zabójcami, uśmiercającymi z zimną krwią. Muszą tacy być. Są ludźmi jakby z innej bajki, których w zasadzie różni tylko motywacja, ale od których należy trzymać się z daleka. Od nich wszystkich.

Eksperyment Fleminga się nie udał. Współcześni mu czytelnicy i recenzenci skrytykowali powieść, której założenia najwyraźniej nie znalazły zrozumienia, a tak drastyczne odstępstwo od formuły – akceptacji. Wobec fali krytyki Fleming poczuł się w obowiązku wyjaśnienia swemu wydawcy intencji, jakie nim kierowały oraz, że przypisuje mu się cele dokładnie odwrotne, od zamierzonych.
Z perspektywy czasu „Szpieg, który mnie kochał” nie budzi już tak skrajnych emocji. Jest to powieść, którą czytelnik albo zaakceptuje i doceni, albo będzie nią rozczarowany. Z całą pewnością nie jest dla każdego, bowiem nie znajdzie się w niej najbardziej charakterystycznych dla serii elementów. Jeśli więc jesteście gotowi przyjąć manierę w jakiej została napisana – sięgnijcie po nią koniecznie! Przede wszystkim dla lepszego zrozumienia postaci Jamesa Bonda.

     
 
     
POWIĄZANE DZIAŁY RECENZJA FILMU // RECENZJA KSIĄŻKI // RECENZJA KSIĄŻKI (ADAPTACJA) // ROGER MOORE
 
 
  > data publikacji 30.09.2015 © MI-6 HQ
James Bond, gun symbol logo and all associated elements are property of MGM/UA & Danjaq companies. Used without authorisation in informative intent. All rights reserved.
 
  bond 50