|
"Win, Lose or Die" jest ósmą powieścią Johna Gardnera, najbardziej płodnego autora powieści o Bondzie.
Książka zaczyna się spektakularnym atakiem spadochroniarzy na japoński tankowiec pływający na wodach Zatoki Omańskiej. Jak się okazuje, to dopiero przedsmak tego, co się ma wydarzyć w przyszłości. Oto bowiem na zbliżających się manewrach wojsk NATO na jednym z brytyjskich krążowników HMS Invincible mają pojawić się głównodowodzący flotami: brytyjską, amerykańską i radziecką. Tak naprawdę jednak okręt ten będą wizytowały najważniejsze wówczas osoby na świecie: prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush, premier Wielkiej Brytanii Margareth Thatcher oraz pierwszy sekretarz KC KPZR Michaił Gorbaczow. SIS ma uzasadnione podejrzenia, że tajemnicza organizacja BAST (akronim od Brotherhood of Anarchy and Secret Terrorism), na czele której stoi Bassam Baradj, może dokonać zamachu terrorystycznego na ów szczyt. James Bond dostaje polecenie ochrony dygnitarzy. W tym celu musi jednak zrezygnować z pracy w MI6, oraz powrócić do czynnej służby w Królewskiej Marynarce Wojennej! Jednocześnie dostaje awans na stopień kapitana. W tym momencie zaczyna się zabawa w kotka i myszkę. BAST wie, że największą przeszkodą stojącą im na drodze będzie Bond, SIS zaś przechwyciło informację, jakoby życie 007 znajdowało się w niebezpieczeństwie. Nim ostatecznie przyjdzie Bondowi stawić czoła terrorystom stoczy podniebny pojedynek na pokładzie myśliwca Harrier, spędzi romantyczne święta u boku pięknej Beatrice, a także będzie musiał rozwiązać zagadkę brutalnego morderstwa na pokładzie Invincible'a.
Jedno trzeba Gardnerowi oddać - w tej powieści udało mu się odejść, przynajmniej częściowo, od tradycyjnych schematów. Tyczy się to przede wszystkim fabuły. Bond tym razem nie przemierza świata w poszukiwaniu demonicznego szaleńca chcącego zniszczyć ludzkość. Faktem jest też, że pisarz ten nigdy nie starał się być wierny Flemingowi, jak ma to miejsce w przypadku Raymonda Bensona. John Gardner często łamał schematy, starał się, by jego powieści były oryginalne. Dlatego nie ma skrupułów awansując Bonda na kapitana, czy też uzbrajając go w pistolet Browning 9 mm. Podobał mi się też sposób w jaki opisuje on 007. Widać jak poważnie traktuje obowiązki szefa ochrony. Bond nie musi tym razem brać udziału w szaleńczych pościgach, czy też staczać dziesiątek pojedynków. Musi za to jednak prowadzić typowo detektywistyczne śledztwo, przesłuchiwać świadków itd. To się akurat Gardnerowi udało nieźle. Mimo, iż Bondowi przychodzi też choćby z zimną krwią poderżnąć gardło kobiecie, pisarz pokazuje nam również jego bardziej ludzką, sentymentalną stronę. Podczas spędzonego wraz z niejaką Beatrice Maria da Ricci Bożego Narodzenia, 007 wspomina swoje ostatnie święta z rodzicami. Widzimy także jego rozpacz po śmierci (jak się wydaje) Beatrice.
Gardner także próbował maksymalnie zawikłać całą historię. Nikt nie jest taki, jak się wydaje na początku. Przyjaciele okazują się być wrogami, zaś wrogowie - sprzymierzeńcami.
Jeśli jednak miałbym coś Gardnerowi zarzucić, to łatwość, z jaką terroryści infiltrują Invincible'a, jednak wada ta z pewnością nie zmienia faktu, iż "Win, Lose or Die" jest wyśmienitą porcją literatury, którą czyta się błyskawicznie z niekłamaną przyjemnością. Zdecydowanie polecam.
|